Nie jesteś Wonder woman!
- Leo! – Krzyknął mężczyzna stojąc u progu schodów
prowadzących na górę. – Walka zaraz się zacznie, co ty do cholery tam robisz?!
- Już kończę!
- Pośpiesz się! Kurth bierze udział w mistrzostwach
stanowych! Jak możesz przegapić jego walkę?! – Sfrustrowany wszedł do salonu i
usiadł na zniszczonej z czerwonej skóry kanapie. Położył nogi na niskim
stoliczku i wpatrywał się w prezentera zapowiadającego kolejną walkę.
- Kończyłam odrabiać lekcje tatku. – Powiedziała brunetka o
azjatyckiej urodzie przeskakując oparcie i lądując obok ojca. – Wujek Kurth
teraz będzie walczył? – Zapytała zdmuchując kosmyk czarnych włosów z twarzy.
- Tak skarbie. – Powiedział przyglądając się córce.
Leokadia była naprawdę
egzotyczną dziewczyną i tak przypominającą matkę. Czarne splecione włosy
opadały wzdłuż pleców sięgając pasa. Proponował jej ścięcie ich, gdyż w sporcie,
który uprawia to długie włosy stanowią problem. Leokadia miała obsesję na
punkcie swoich włosów. W łazience dwie półki były zastawione różnymi
maseczkami, odżywkami i szamponami do ich pielęgnacji. – Zaczyna się. – Stwierdził
patrząc jak na ringu pojawia się potężnie zbudowany krótko ostrzyżony z rudą
brodą mężczyzna w czerwonych spodenkach.
- Wujek Kurth! – Wykrzyknęła entuzjastycznie. – Ten azjata
poleci na deski przez nokaut w pierwszej rundzie. – Stwierdziła, gdy na ring
wszedł azjata niższy o głowę od Kurtha.
- Leo skarbie poleci w drugiej. W pierwszej Kurth się nim
trochę pobawi, choć Jun jest wyśmienitym kick-boxerem. Potrafi przewidywać
ruchy przeciwnika i dokładnie wie, kiedy zaatakować.
- Tak wiem. Znam sposób, w jaki walczy. Oglądałam jego
walki. Ale wujek ma dużo asów w rękawie, których jak do tej pory nie pokazał. O
na przykład ten, który opracowaliście, gdy był tu w święta. Nieźle cię wtedy
poturbował…
- Tak skarbie, ale ciebie nie zaskoczył. – Szturchnął córkę
łokciem.
- Widziałeś! Tego nie przewidział! – Energicznie wskazała na
ekran telewizora.
- Tego też bym nie przewidział piękny cios Kurth! – Dopingował
mężczyznę w czerwonych spodenkach. – Widzisz? – Zapytał, gdy nastał gong na
krótką przerwę. – Powali go na deski dopiero w drugiej.
- Racja. Wujek zawsze lubi się popisać. Kiedyś go to zgubi.
– Mruknęła naburmuszona krzyżując ramiona. – Ja tam bym powaliła od razu tego
azjatę. Nie bawiłabym się nim…
- Skarbie zrozum, że publiczność oczekuje walki…
- Odsłonił bok! Teraz uderz go! – Wykrzyknęła zaciskając
pięści i wykonując cios, jaki powinien zrobić. –KURTH, co on wyprawia?! Miał
idealną okazję by zadać cios, sam mu się wystawił?!– Wykrzyknęła.
- To była zmyłka. – Stwierdził ojciec dziewczyny zakładając
ręce za głowę i patrząc w ekran telewizora.
- Uch. Podstępny ten Jun. – Mruknęła niezadowolona, gdy
kolejny raz został uderzony kick-boxer w czerwonych spodenkach. – Tylko bawił
się z wujaszkiem. A mówiłam od razu nokautuj! – Wykrzyknęła w stronę
telewizora, gdy Kurth poleciał na deski.
- Zwycięstwo przeszło koło nosa. – Mruknął kręcąc głową
ojciec dziewczyny. – No młoda czas spać. Jutro masz szkołę. – Klasnął w dłonie
podnosząc się z kanapy.
- Racja. Wezmę prysznic i położne się. – Podniosła się
niechętnie z kanapy i ruszyła w stronę schodów.
·¸»ÁÂ
Na zewnątrz zaczynało szarzeć,
gdy w ciszy rozbrzmiała piosenka „Devil beside you”. Mocne rockowe brzmienie
utworu obudziło śpiącą na materacu dziewczynę. Leokadia podniosła się i na wpół
przytomna spojrzała na budzik. Uśmiechnęła się i wyłączyła go.
Jej pokój był niewielki na
poddaszu. Nie mieściło się tam łóżko, dlatego spała na dużym materacu, który
zajmował większą część jej pokoju. Stolik stojący na końcu materaca przy oknie
służył jej za biurko. Przy ścianie, przy której znajdowały się drzwi była
nieduża szafa z jej ubraniami. Ściany były zaklejone plakatami różnych sportowców,
z czego większość była kick-boxerami. Na haczyku na drzwiach wisiało kilka
medali w tym jeden złoty, a zamiast wiszącego żyrandola miała powieszone
rękawice bokserskie, do których jak wstawała rano uśmiechała się. należały one,
kiedyś do jej ojca.
Podeszła do biurka i spakowała
podręczniki do wysłużonej torby z naszywkami. Następnie ubrała dres i związując
włosy w kucyk wyszła z domu. Zawsze przed szkołą miała zwyczaj biegania po
miejskim parku, który znajdował się przecznicę od jej domu. Nałożyła słuchawki
i włączyła mp3 z pobitym wyświetlaczem. Wiosenne słońce miło grzało jej twarz,
a wiatr nie był już taki zimny. Uśmiechnęła się do siebie, kochała te miasto i
swoje życie.
- Cześć Leo! – Zawołał ktoś za nią. Odwróciła się w stronę
dobrze zbudowanego blondyna z zielonymi oczami. Ubrany w dersowe spodenki i
bokserkę podbiegł do niej z uśmiechem, na którego widok większość dziewczyn
mdlała. – Poranny jogging?
- Jakbyś nie zauważył robię go codziennie. – Mruknęła
wyjmując słuchawki z uszu. – Nie widziałam cię ostatnio na treningu.
- Problemy rodzinne. – Machnął ręką lekceważąco. – Oglądałaś
walkę?
- Zoe, co się dzieje? Ojciec znowu pobił twoją matkę? – Zaniepokojona
spojrzała na chłopaka. Zoe był bity przez ojca, gdy był mały. Właśnie z tego
powodu zapisał się na kick-boxing. Chciał chronić rodzinę przed ojcem. Chłopak
wymusił na sobie uśmiech i machną ręką.
- Więcej tego nie zrobi. – Stwierdził. – Gliny mnie
zgarnęły, gdy pobiłem tego sukinsyna. Więcej tego nie zrobi. – powtórzył z
satysfakcją.
- Zoe! – Wykrzyknęła. – Jak możesz tak mówić? To w końcu
twój ojciec. Drań, ale ojciec…
- Poznałaś go! I jeszcze bronisz. Skurwiel pobił moją matkę
do nieprzytomności! Leży w szpitalu i jeszcze nie odzyskała przytomności! Ten
padalec nigdy nie był mi ojcem. Najchętniej bym go zatłukł na śmierć…
- Uspokój się. – Poprosiła łapiąc go za zaciskane pięści. –
To twojej mamie nie pomoże. Musisz być silny. Dlaczego to zrobił? Mówiłeś, że
ostatnio był spokojny… - spojrzała w rozgniewane zielone oczy chłopaka.
- Matka posłuchała mnie i podała go o rozwód. – Odpowiedział
rozluźniając pięści. – Leo. On się nie zgodził i pobił ją, a mnie nie było obok
by stanąć w obronie. Zawiodłem ją.
- Wcale nie. Zawsze byłeś i chroniłeś matkę. Nie możesz
zgrywać supermana i ratować wszystkich z opresji…
- Racja. – Zaśmiał się i poklepał dziewczynę po ramieniu. –
To twoje zadanie zbawiać świat.
- Właśnie. – Klepnęła go w bok, uśmiechając się szeroko. –
Nie zamartwiaj się tym więcej, bądź przy mamie i czekaj, aż się obudzi.
Pobiegamy?
- Jasne dwie rundki wokół parku. Zajdę po ciebie i razem
pójdziemy do szkoły. – Mrugnął do niej z uśmiechem ulgi.
- Zoe! Podrywasz mnie. – Zaśmiała się i udała podejrzliwe
spojrzenie, na co chłopak zareagował śmiechem.
- To ty nie zakochuj się we mnie.
- A kto by chciał takiego osiłka. – Chichotała rozmawiając
podczas joggingu.
Wróciła do
domu około szóstej. Wzięła prysznic i ubrała bojówki i szeroką koszulkę. Włosy
jak zwykle związała w warkocz. Gdy kończyła sznurować tenisówki rozległo się
pukanie do drzwi. Podbiegła do nich i otworzyła. Tak jak się spodziewała to był
jej kumpel Zoe. Ubrany w koszulkę opinającą jego dobrze zbudowany tułów i
szerokie dżinsy. Przez ramię miał przerzucony plecak Nike.
- Gotowa? – Zapytał patrząc na dziewczynę. Leo kiwnęła głową
wychodząc z domu. Razem ruszyli do szkoły. – Naprawdę chcesz być kick-boxerem?
- Masz z tym problem? Wiesz o tym, że całe moje życie to
boks i kick-boxing. – Uśmiechnęła się dumnie patrząc przed siebie.
- Coraz bardziej zaczynam wątpić, że jesteś kobietą. – Mruknął
pod nosem, a zaskoczona brunetka na niego spojrzała.
- Dlaczego? – Zapytała.
- Nie widzisz tego? Jesteś jak chłopak. Ubierasz się … w to.
– Wskazał jej szeroką bluzkę i bojówki, które miała na sobie. – Nigdy nie
widziałem Cię w sukience! – Stwierdził z żalem. – Nie użalasz się nad sobą jak
inne dziewczyny, nie malujesz się. Lubisz typowo męskie sporty. Nie umawiasz
się na randki. Nawet nie wiem czy miałaś chłopaka… I gdyby nie twoje długie
włosy nigdy bym nie zgadł, że jesteś dziewczyną…
- Wiesz, co, masz rację. – Zgodziła się lekko się
uśmiechając. – Nawet tak się czuję. Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem
nie powinnam się urodzić chłopcem. Zoe wyjaśnij mi jedno, co jest takiego
ekscytującego w randkach?
- Leo! – Wykrzyknęła rudowłosa dziewczyna machając ręką w
stronę brunetki i blondyna.
- Kat. – uśmiechnęła się, gdy przyjaciółka rzuciła się w
ramiona blondyna.
- Masz dziewczynę? – Zapytała z przesłodkim uśmiechem. –
Znam taką jedną, co by chętnie się z tobą umówiła…
- Kat, zostaw go w spokoju. Nie jesteś w jego typie. –
Odciągnęła koleżankę od chłopaka. – Do zobaczenia na treningu!
- Jesteś jak pies ogrodnika. – Prychnęła urażona dziewczyna
wodząc wzrokiem za odchodzącym chłopakiem.
- Tak wiem sama nie zje i innym nie da. – machnęła ręką
uśmiechając się. – Nie ma jeszcze Teresy?
- Nie słyszałaś? – zdziwiona Kat spojrzała na brunetkę. –
Zaginęła. Ojciec jej szuka od wczorajszego wieczoru. Znaleziono tylko jej
torebkę, a jej chłopak Tom jest w areszcie. Słyszałam plotkę, że Tom był
zadłużony u jakiegoś gangstera i możliwe, że sprzedał Teresę za swoje długi…
Leo! – Krzyknęła, gdy brunetka odwróciła się od niej i pobiegła wzdłuż
chodnika. – Co ona chce zrobić? – Zastanowiła się patrząc za koleżanką. –
Przecież nie jest Wander woman…
Teresa była
jedną z przyjaciółek Leokadii. Jedyną, która wiedziała jak postawić ją na nogi
po rozwodzie rodziców. Jedyna, która rozumiała ją zawsze i potrafiła wysłuchać.
Coś zagrażało jej przyjaciółce musiała jej pomóc…
Zdyszana
zatrzymała się przed komisariatem. Przez chwile wpatrywała się w szary budynek
z kolumnami przed wejściem. Wbiegła po schodach i weszła do środka. Od razu
zauważyła przyjaciela ojca. Uśmiechnęła się i pomachała do niego ręką, gdy ją
zauważył zatrzymał się z lekkim uśmiechem.
- Co się stało, że tu przyszłaś? – zapytał blondyn o
niebieskich oczach patrząc na dziewczynę.
- Musze porozmawiać z Tomem Smithem.
- Tylko rodzina…
- Tu chodzi o życie mojej przyjaciółki! Chcę z nim tylko
porozmawiać, przecież i tak nagrywacie rozmowy.- stwierdziła krzyżując ramiona.
- No dobrze, ale to musi być przy policjancie.
- Nie możesz to być ty?
- Prowadzę sprawę zaginięcia dziewczyny tego chłopaka. –
stwierdził, - jeśli to ma pomóc w śledztwie to chodź.
·¸»ÁÂ
Biegła
utrzymując te same tępo to, co powiedział jej Tom wystarczyło by zrozumiała.
Dla policji było tego za mało. Potrzebowali nakazu, którego nie uzyskają bez
porządnych dowodów. Musiała to załatwić po swojemu. Jeszcze jedna przecznica i
znajdzie się w porcie. Zatrzymała się przed bramą z napisem „wstęp wzbroniony”.
Wdrapała się na siatkę i przeskoczyła ogrodzenie. Była już tak blisko celu.
·¸»ÁÂ
Przerażona
dziewczyna związana leżała pod ścianą. Widziała tylko oświetlone nikłym
światłem lampki sylwetki mężczyzn.
- kiedy przyjedzie po nią ten facet? –usłyszała głos jednego
z porywaczy.
- niedługo będzie.- odpowiedział drugi z mężczyzn.
-może zabawimy się… -nie skończył jeden z nich, gdy z hukiem
otworzyły się drzwi. – co jest kur…
- to dziewczyna!
- oddajcie moją przyjaciółkę! – usłyszała głos Leokadii.
- oszalała?! Przecież nie jest super bohaterką! Co ona
wyprawia?! – przemknęło przez myśl przerażonej Teresie.
- kim jesteś?! – usłyszała jęk jednego z porywaczy.
- ja? – zapytała Leokadia – jestem przyjaciółką Teresy
Nithway, dziewczyny, którą porwaliście.
- Idiotko uciekaj! Zabiją cię! – krzyczała w myślach.
Porywacze zniknęli jej z oczu rzucając się w stronę drzwi, których nie widziała
z miejsca, w którym była. Z przerażeniem słuchała odgłosów walki. Jęk mężczyzn
odgłos czegoś metalowego uderzającego w ścianę, albo podłogę. A chwile później
zapadła cisza. –Zabili ją?! – zaczęła szarpać się próbując uwolnić. Przestała,
gdy rozległ się huk padającej rury i kroki. Zaraz za zakrętu wynurzyła się
drobna postać jej przyjaciółki.
- Teresa! Nic ci nie zrobili?! – zawołała zdyszana
podbiegając do przyjaciółki i rozwiązując ją.
- Leo! – jęknęła dziewczyna rzucając się na szyję brunetki.
– już myślałam, że cię zabili!
- Już ci nic nie grozi.- wyszeptała Leokadia odwzajemniając
uścisk przyjaciółki. – dobra zmiatajmy stąd zanim się obudzą. – pociągnęła
Teresę stawiając ją na nogi.
Teresa
ruszyła za przyjaciółką patrząca na pięciu nieprzytomnych mężczyzn. Gdyby nietrzymająca
ją dłoń Leokadii nie ruszyłaby się miejsca.
-Jak…jak to zrobiłaś?! – zapytała, gdy ruszyły biegiem przez
port.
-Przydaje się samoobrona. –uśmiechnęła się do dziewczyny. Bez
najmniejszego problemu wspięła się na siatkę i przeskoczyła na drugą stronę.
Teresa wspięła się i powoli zeszła z niej. biegły poboczem, gdy Leo wyciągnęła
komórkę i wybrała numer. – Ed? Są w doku dziewiątym uratowałam Teresę, mają
narkotyki… Nie ma sprawy, zamknij tych drani. – rozłączyła się i uśmiechnęła do
przyjaciółki. – jesteśmy już bezpieczne.
- Dziękuję Leo. – wyszeptała Teresa. Łzy, które
powstrzymywała popłynęły. – tak się cieszę!
____________________________________________________________________
W niektórych fragmentach nie wiedziałam, o co chodzi. Namieszane nieco, ale potem wszystko sobie jeszcze raz przeanazlizowałam i doszłam do wniosku, że rozdział jest dobry. Wprawdzie masz problemy z interpunkcją i to trochę przeszkadza w czytaniu, ale ogólnie jest spoko. Uwielbiam twoje dialogi!:D Hmmm... co by tu jeszcze powiedzieć... Do gustu przypadł mi ten chłopak - Zoe, tak? To niesamowite, że broni rodzine przed ojcem... to takie... kochane;D Sorki, brak mi dziś słów, dlatego mój komentarz jest trochę bezsensu. Mam pytanie: O co chodzi z tymi 'planami'? Aha, no i nie wolałaś mieć bloga na Onecie? Jakoś blogspot do mnie nie przemawia. I NN na http://iwanu--ga--hana.blog.onet.pl. / ;) Lena_S
OdpowiedzUsuńnawet fajne opowiadanie. odrobinę chaotyczne ale szybko się czyta :) zastanawiam sie tylko po co ona ma iść do tej męskiej szkoły z prologu? to już koedukacyjnych nie ma?
OdpowiedzUsuńJak zwykle masz ciekawe pomysły, tylko przelewasz je na papier nieco chaotycznie. Momentami było naprawdę trudno było zrozumieć, co tak właściwie się dzieje. Poza tym, przydałaby Ci się beta. Notorycznie zapominasz od jakiej litery zaczyna się zdanie.
OdpowiedzUsuń