Rozdział trzeci

                Wiatr, który nagle się zerwał i zaczął wirować wokół Viktora sprawiał, że chłopak nie mógł się skupić - dezorientował go. Czuł oddech na karku, widział cienie kątem oka, wonie różnych zapachów mieszały się. Odgłosy kroków, szelestów i głosów szepczących odejdź dochodziły z każdej strony. W takich warunkach nie mógł ufać swoim instynktom. Racjonalnie myśląc zaufał Surio, tak jak uczył go ojciec.

- Smocze miecze, to co teraz widzisz to tak naprawdę zaklęta dusza smoka w mieczu. – powiedział do niego ojciec podczas jednego z treningów. – Zauważyłeś już, że choć są tak wielkie to ważą tyle co powietrze…
- To dlaczego ja ich nie mogę unieść?! – wtrącił się blondyn nadymając policzki i patrząc dużymi zielonymi oczami na mężczyznę po trzydziestce.
- Max nie jesteś Seledynowym Smokiem by móc władać Smoczymi mieczami. – westchnął brunet czochrając włosy na główce blondyna.
- Bo jestem potężnym magiem. – prychnął Max i spojrzał na Viktora, który w dłoni trzymał dwa razy większy miecz od dziesięciolatka. Uciszył go ojciec i ponownie spojrzał na syna.
- Vick Smocze miecze mają swoje własne świadomości i instynkty. Co prawda są posłuszne nam Wojownikom Sasin, ale potrafią podejmować same decyzje. Może zdarzyć się sytuacja w której sam nie będziesz mógł zaufać swoim zmysłom. Nauczę cię jak wykorzystać w takich okolicznościach zdolności smoczych mieczy… Zamknij oczy i rozluźnij się. Zaufaj mieczowi…
                Usłuchał ojca. Zamknął oczy pogrążając się w mroku, zacisnął dłoń na rękojeści Surio. Ból, który poczuł zwalił go z nóg. Zakasłał otwierając załzawione oczy. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał, znajdował się ojciec z mieczem schowanym w pochwie. W oddali zobaczył blondyna z otwartą buzią. Podniósł się na chwiejnych nogach i skrzywił się czując ból w ramieniu. Doskonale wiedział, że ojciec nie użył całej siły, ale i tak strasznie bolało.
- Rozluźnij się. Nie napinaj tak mięśni. Surio nie może zareagować, gdy tak go kurczowo trzymasz. Wstawaj i jeszcze raz. Rozluźnij się. Poczuj go, zaufaj mieczowi. Surio cię obroni.
                Kiwnął głową wstając rozluźnił palce na rękojeści. Pulsowanie jak i drganie sprawiło, że otworzył oczy i zaskoczony patrzył jak miecz ojca jest blokowany przez Surio. Ojciec uśmiechnął się do niego i odsunął miecz.
- Dobrze. Pamiętaj Viktorze wojownik Seledynowego Smoka jest częścią smoczych mieczy. Musimy sobie ufać by walczyć ramię w ramię. Gdy będziesz niepewny zaufaj mieczowi on na pewno cię nie zawiedzie. Rozumiesz?

                To była właśnie ta chwila. Rozluźnił mięśnie pozwalając by miecz sam zareagował. Osłaniając go przed ciosem przeciwnika. Odskoczył od Enguze i zerknął kątem oka na kolegę. Ten dziwny wiatr nadal nie pozwalał mu się skupić na walce i był pewny, że nie jest to normalne zjawisko… 
- MAX! – krzyknął, chcąc się upewnić w swoich domysłach.
- To Kiramekki! – odkrzyknął dredziarz ściągając z szyi wisiorek z zielonym kamieniem. – Broni się przed wojownikami! Łap! – rzucił przedmiotem, który brunet złapał bez oglądania się do tyłu. Wolną ręką nałożył go na szyje i odetchnął. Wszystko ucichło, zmysły uspokoiły się tak samo jak emocje. Teraz mógł się skupić na pojedynku. Uśmiechnął się do siebie odskakując przed długim ostrzem sztyletu Lys. Szatyn wyprostował się przyglądając się brunetowi.
- Imponujące, jesteś pierwszy, który uniknął Dodstoted[1] - mruknął z uznaniem Blader. – Nie należysz do Okami. Więc kim jesteś? – wyprostował się obserwując jak na usta chłopaka wypełzł tajemniczy uśmiech.
- Zajmę się Kotami. – stwierdził Colder sięgając do rękojeści sztyletu Lys. Jego dłoń zatrzymał drugi Eguze obserwując Bladera i jego przeciwnika. – Septer?
- Nic na razie nie rób. Brat mógłby cię zabić, gdybyś rozproszył swym głupim atakiem jego przeciwnika. – powiedział znudzonym głosem. – Zaczekaj chwilę.
- Masz rację. – mruknął niezadowolony szatyn odskakując i siadając na skałkę. Septer zatrzymał się obok niego nie spuszczając oczu z przeciwnika.
- Jestem Viktor McDragons. Sasin Seledynowego Smoka. – Przedstawił się brunet przerzucając dwuręczny miecz do drugiej dłoni jak gdyby był lekki niczym piórko.
- Sasin – mruknął Blader uśmiechając się szerzej. – Więc ten dzieciak co wygląda jak moja wcześniejsza ofiara, sprowadził was.
- Sasin? – zdziwił się Colder zerkając na znudzonego brata. – Septer, co o tym sądzisz?
- Jest dobrze wyszkolony, ale nie doświadczony i zbyt arogancki odnosząc się tym tak otwarcie. – stwierdził Enguze. – Stanie się celem wszystkich ras.
- Myślałem, że jest czterech wojowników Sasin. – mruknął Colder niezadowolony. – Całą śmietankę zgarnął starszy brat. Jakie to unfar[2]… Bracie co robimy z kotami, czy naszym zadaniem nie było unicestwienie Kapłana?
- Skoro się nudzisz… - westchnął szatyn i spojrzał na najmłodszego z nich. – Użyj dodstoted… co?
- Hore[3]! Uciekli! – wykrzyknął Colder podnosząc się ze skałki i rozglądając w poszukiwaniu. – Nie wyczuwam żadnego Sou. Skide[4] Kirrameki i jego obrona.
- Nie, zrobili to samo co umierający Mazarius. Uciekli z tego świata pozostawiając tylko wojownika Sasin, który skutecznie odwrócił naszą uwagę. – mruknął Septer powracając na chwilę spojrzeniem na krzyżujących ostrza – Po za tym mamy towarzystwo, ukrywa się po drugiej stronie polany. – dodał krzyżując ramiona. Colder zerknął w tamtym kierunku mrużąc oczy.
- Sep… Czy Kiramekki nie oddziałuje na ciebie przypadkiem? – zapytał Colder wracając na swoje poprzednie miejsce. Hore, nie znajdziemy ich teraz…
                Enguze westchnął przyglądając się pojedynkowi i nie odpowiedział młodszemu bratu.

***

- Ten chłopiec jest Sasinem?! – wykrzyknął zdumiony Verwis wpatrując się w bruneta z dużym dwuręcznym mieczem. – Ten Enguze go zabije! Lepiej niech ucie… - zamilkł czując na swoim ramieniu dłoń dredziarza.
- Sam nas wezwałeś. – powiedział patrząc na kolegę. – Zaufaj nam.
- Nie pokona go w pojedynkę… pomogę mu. – stwierdził Lawrens ruszając do przodu.
- Będziesz przeszkadzać. – powiedział podniesionym głosem Max. – Vick zdobędzie nam czas na ucieczkę, pozostali Enguze zainteresowali się walką zapominając o nas.
- Co masz na myśli mówiąc ucieczka. – zapytał Verwis patrząc na twarz chłopaka, który łobuzersko się uśmiechnął.
- Przeniosę nas do mojego świata. Tam będziecie bezpieczni – stwierdził łapiąc białowłosych za ramiona. – Daj mu popalić Vick!
- Się wie. – stwierdził w myślach Viktor blokując atak. – Zacznie się ostra imprezka jak zorientują się, że uciekliście. – odskoczył robiąc piruet zaatakował szatyna. Przeciął powietrze w miejscu w którym był Enguze. – Cholera jest szybszy niż myślałem… odskoczył wyrzucając w powietrze Surio. – źle oceniłem faceta. To nie przeciwnik dla ciebie kochana, pobawi się dziś Hinro[5]. – wyciągnął miecz atakując Badera ognistą klingą. 
                Enguze odskoczył w ostatniej chwili przed ognistym atakiem. Skrzywił się patrząc na chłopaka, który delikatnie przechylił się, gdy wyrzucony w górę miecz wsunął się z cichym sykiem do pochwy.
- Więc jest prawdziwym Seledynowym Smokiem. – pomyślał sprawiając, że jego miecze wydłużyły się. – Jest taki apatyczny, że mam ochotę go udusić własnoręcznie. – uśmiechnął się oblizując wargi rozdwojonym językiem. – No chodź Smoczku pokarz na co cię stać... – wysyczał drapieżnie uśmiechając się jednocześnie zajmując pozycję do ataku.
                Viktor zerknął w stronę portalu, który zajmował się zaledwie parę metrów za nim. To była jedyna okazja by uciec od niebezpieczeństwa. Wykonał już swoją część odwracając uwagę Enguze od uciekających. Wiedząc, że Max i pozostali są bezpieczni. Uśmiechnął się do siebie i powoli cofając się do tyłu kierował się do portalu. Jego przeciwnik jeszcze się nie zorientował, że całą walkę kierował na Kiramekki  tak by mieć szansę na ucieczkę.
- Może innym razem – powiedział brunet odwzajemniając uśmiech. – Na mnie już pora. – stwierdził cofając się w stronę wejścia do Kiramekki.
- Myślisz, że pozwolę ci uciec! – krzyknął rozzłoszczony Blader ruszając na przeciwnika. Szybki atak został zablokowany tak jak i poprzednim razem przez miecz. Miecz Viktora buchnął płomieniem sprawiając, że przeciwnik z sykiem odskoczył. Nie docenił dzieciaka, a teraz ten ucieknie. Chłopak zaczął wchodzić w taflę wody, gdy rzucił Lys w niego. Zdążył się uchylić znikając w przejściu, ale nie na tyle szybko by uniknąć tego ataku.




[1] Dodstoted – technika szybkiego poruszania się, stosowana często przez Solangers do zadawania szybkich i śmiertelnych ciosów.
[2] Unfar – W języku Solanger znaczy nieuczciwe, oszukańcze. Zależy także w jakim kontekcie jest użyty.
[3] Hore – Przekleństwo w języku Solanger
[4] Skide – przekleństwo w języku Solanger
[5] Hinro – imię miecza smoczego ognia

4 komentarze:

  1. "nie doświadczony"
    "pokarz"
    "zajmował się" znajdował się ;p

    Zdeeecydowanie lepiej. Ten rozdział najbardziej mi się podobał. Wkręciłam się w akcję ^^ Trochę mało tu przecinków... Ale wiesz, to akurat nic. Fabuła mnie tu kręci *.* sama ją wymyślasz, włącznie z językiem, krajami, rasami. Za to wieeelki ukłon *w*

    Czekam na następną ;)

    Dodaj zakładkę obserwatorzy lub informuj mnie na blogu ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy weźmiesz się do roboty i zobaczę nową notkę, co? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas nad niem siedzę, ale idzie mi strasznie wolno ;/

      Usuń