Otworzył oczy,
gdy jego ramię zostało ściśnięte przez kogoś. Spojrzał na chłopaka o blond dredach
uśmiechającego się do niego wesoło.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział siadając na łóżku. –
Udało się bez problemów… - odetchnął z ulgą.
Pomieszczenie
w którym się znalazł było nie duże utrzymane w jasnych barwach. Dwa łóżka,
komoda i dwie pary drzwi. Rozejrzał się zauważając jeszcze jedną osobę w
pokoju.
Blond
włosy, chłopaka były krótkie i sterczały w różne strony, zielonymi oczami wpatrywał
się w swoje ręce - ten chłopak przypominał jego brata Lawrensa i nie chodziło
tu o wygląd, ale o postawę jaką wyszkolił w sobie trenując Hone no naifu.
- A właśnie gdzie on jest? – zastanowił się rozglądając i
nie zauważając nikogo oprócz obcego blondyna.
- Biały to ten, któremu się przyglądałeś. – odpowiedział Max
patrząc na chłopaka. – Wyglądasz zupełnie jak Warren… ale on jest w śpiączce.
- Biały? – zapytał Verwis zerkając na chłopaka. – Mówisz o
moim bracie? – dredziarz skinął głową uśmiechając się. – Lawrens? – zapytał
patrząc na blondyna. Chłopak zareagował i spojrzał na niego, zaraz odskoczył do
tyłu próbując coś chwycić za plecami, jednak nie napotkał tam niczego.
- Coś za jeden, skąd znasz moje imię?! – zapytał
przyglądając się blondynowi stojącemu obok dredziarza. Nie znał tego chłopaka.
Blond włosy miał z jednej strony dłuższe niż z drugiej, do tego mnóstwo
kolczyków w uchu i tatuaż smoka na szyi. Ten blondyn wyglądał na niebezpieczną
osobę i emanował taką dziwną aurą, która sprawiała, że czół się niepewnie jak
przy Kiramekki.
- Lawrensie uspokój się. Przecież to ja Verwis. –
powiedział i dopiero teraz spojrzał w
oczy chłopaka.
Lawrens przez chwilę w osłupieniu
wpatrywał się w znajome spojrzenie, które swoją łagodnością i spokojem
kontrastowały z tym jak wyglądał i emanowała od niego energia.
- To naprawdę ty Verwis? – zapytał niepewnie Lawrens
przyglądając się chłopakowi. – Nie wyglądasz jak on…
- Ty również – uśmiechnął się do blondyna.
Pokój
zalało jasne światło, z którego wyłonił się brunet. Za nim wyleciał sztylet
Lys, który zmienił się w mały breloczek i odbił się od policzka Viktora.
- Zdążyłem nim mnie dziabnął – odetchnął z ulgą siadając na
podłodze w miejscu, w którym się pojawił. Czując na sobie spojrzenie, zerknął w
ich stronę. – Na co się gapicie, a gdzie dziękuję za ratunek? – zapytał
podnosząc się z podłogi. Podniósł breloczek i spojrzał na Maxa. – Maksimus to
za wcześnie dla dziewczyn. Nie przeżyją tam nawet kwadransa! Co ty sobie
myślałeś dając limit czasowy trzech dni?! – wykrzyknął niezadowolony.
- Vick, uspokój się – poprosił nieco zakłopotany Max.
- Vick, uspokój się – poprosił nieco zakłopotany Max.
- Jakie spokojnie! – warknął wyrzucając dłonie w górę –
gdyby nie Hinro byłbym martwy! Albo gorzej on by przyszedł za mną. – odetchnął
głęboko i spojrzał na pozostałych blondynów w pokoju. – To za wcześnie Sasinki
nie są gotowe na coś takiego. One nawet nie są jeszcze wstanie obudzić świętych
bestii opiekunów.
- Ale mogę je obudzić… - zaczął Max jednak przerwał mu Victor.
- Oszalałeś?! Wiesz, że to może się dla nich skończyć
śmiercią?! Muszą porozumieć się z bestiami samodzielnie inaczej ona przejmie
kontrolę i koniec – warknął otwartą dłonią uderzając dredziarza w czoło. – Nie
słuchałeś co mówił Staruszek?
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale możecie mi wyjaśnić co tu się dzieje i gdzie moja broń? – zapytał Lawrens przerywając brunetowi.
- Zmieniła się w błyskotkę – stwierdził Victor pokazując chłopakowi breloczek o kształcie sztyletu Lys. – Miałeś tą kosę przy sobie jak Maksimus cię przenosił do Hikari[1]? Jeśli tak to poszukaj gdzieś ją przy sobie masz, tak jak ja moje miecze – wyciągnął spod koszulki dwa wisiorki w kształcie mieczy na czarnym rzemyku.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale możecie mi wyjaśnić co tu się dzieje i gdzie moja broń? – zapytał Lawrens przerywając brunetowi.
- Zmieniła się w błyskotkę – stwierdził Victor pokazując chłopakowi breloczek o kształcie sztyletu Lys. – Miałeś tą kosę przy sobie jak Maksimus cię przenosił do Hikari[1]? Jeśli tak to poszukaj gdzieś ją przy sobie masz, tak jak ja moje miecze – wyciągnął spod koszulki dwa wisiorki w kształcie mieczy na czarnym rzemyku.
- Jak to możliwe? – zapytał chłopak wyciągając łańcuszek z
kosą. – Czy ona już taka pozostanie?! Jak się nią bronić?!
- Maksimus to twoja działka – mruknął Victor podchodząc do
okna i otwierając je.
- Przedmioty z Kurai do Hikari, i w drugą stronę nie
przenoszą się w tej samej formie. – zaczął Max siadając na łóżku – Działa to
tylko dlatego by nie ingerować techniką w inny świat. Hikari jest światem
technicznym bez magii, Kurai jest przeciwieństwem.
- Hikari jest światem w którym teraz się znajdujemy? –
zapytał Verwis patrząc na blondyna.
- A dlaczego my wyglądamy inaczej, to całe coś zmienia także
ludzi?
- To dość ciężko wytłumaczyć – uśmiechnął się niewinnie dredziarz. – Ja to nazywam Astralnymi bliźniętami. No bo… - zastanowił się – Kiramekki w waszym świecie jest uznawane za wrota do świata zmarłych tak? – zapytał patrząc na blondyna, który kiwną głową. – U nas jest Stonehenge i w wierzeniach Celtyckich jest także uważany za wrota do świata zmarłych…
- To dość ciężko wytłumaczyć – uśmiechnął się niewinnie dredziarz. – Ja to nazywam Astralnymi bliźniętami. No bo… - zastanowił się – Kiramekki w waszym świecie jest uznawane za wrota do świata zmarłych tak? – zapytał patrząc na blondyna, który kiwną głową. – U nas jest Stonehenge i w wierzeniach Celtyckich jest także uważany za wrota do świata zmarłych…
- Max kompletnie nic nie można zrozumieć z tego co tam
plączesz – mruknął Viktor i zerknął na blondynów – Ja to powiem, dusza
przechodząca do innego świata zmienia kształt ciała. Mogłeś być nawet psem, czy
ptakiem nie koniecznie człowiekiem. Tylko my Sasinowie nie zmieniamy ciał
podróżujemy tak jak wyglądamy teraz. Biały kosa wróci do poprzedniej wielkości
jak wrócisz do Kurai.
- Mogę to rozumieć jako świat po drugiej stronie Kiramekki? – upewnił się Verwis patrząc na Maxa i Victora.
- Tak – potwierdził Max. – I będziemy musieli zostać tu nie co dłużej niż planowałem.
- Mogę to rozumieć jako świat po drugiej stronie Kiramekki? – upewnił się Verwis patrząc na Maxa i Victora.
- Tak – potwierdził Max. – I będziemy musieli zostać tu nie co dłużej niż planowałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz